Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/503

Ta strona została przepisana.

Sługa aż zawył z przerażenia. Znów kilkoma małpimi susami przeciął Filipowi drogę. Drżał z wściekłości.
Wtedy Filip wykonał manewr. Dając się atakować z lewej, skoczył w prawo, znalazł się blisko jakiegoś bocznego wejścia, wskoczył tam i zatrzasnął drzwi za sobą.
Miał najwyżej dwie sekundy, aby ukryć się gdziekolwiek. Najkorzystniej byłoby, gdyby mógł teraz przejść w stan pary wodnej.
Nigdy jeszcze nie wchodził do cudzego domu w takim galopie. Było mu wszystko jedno, opanowała go wściekłość, był śmieszny. Działał logicznie.
Jeśli zwykła logika nakazywałaby skręcić dywanem w lewo, wykonał skręt w prawo i znalazł się w bocznym korytarzyku. Tu zawrócił jak gdyby z powrotem, podskoczył na jednej nodze, złapał jakąś klamkę, nacisnął i znalazł się w łazience. Zamknął za sobą drzwi. Rozejrzał się, był w mlecznym świetle, rozpryśniętym w emaliach, błękitach i bielach. Na wprost stała wanna. Nie dostrzegł tego w pierwszej chwili, spojrzał i struchlał.
Opierając bose stopy o najwyższy szczebel białej drabinki — na krawędzi wanny siedziała dziewczyna, bardzo niewielka i naga. Lecz nawet nie drgnęła, nie podniosła głowy. Tak jakby nikt nie wszedł. Nizała coś, zbierała po sobie coś, co było rozproszone, może jakieś perełki, i nawlekała na nitkę, której koniec trzymała w zębach.
— Na klucz — odezwała się dopiero po chwili, nie patrząc i odrywając głos dość niski od czystego podniebienia. Tak jakby to nie ona powiedziała lub powiedziała to, co było zupełnie naturalne. Bawiło ją, bawiła ją czyjaś zła sytuacja?
Nie lubił, gdy ktoś był bardziej zuchwały i bardziej spokojny aniżeli on. Nie zamknął drzwi. A może to była pokojówka? Lecz nie, pokojówka narobiłaby wrzasku. Tylko ludzie bardzo bogaci przeżywają kataklizm bezczelnie.
— Usiądę chwilę — rzekł głupio.
Co miał powiedzieć? Usiadł na taboreciku. W pewnej odległości, naprzeciw. To, że wypadło naprzeciw, nie dało się już skorygować. Musiał tak zostać. Lokaj biegł po schodach w pobliżu i determinował sytuację od zewnątrz.
Nic więcej nie powiedziała. Siedziała skupiona jak małpa, która iska drugą. Rysy jej twarzy były w pomniejszeniu — cała była