Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/512

Ta strona została przepisana.

nogą w dziecinnym buciku i truchlał na myśl, że Filip zechce się odezwać.
— Czy panu nie jest gorąco? — zapytał. Były to jego ostatnie słowa.
Nastało milczenie.
Diabli brali starszego pana coraz łagodniej, znów sięgnął po coś bezskutecznie ręką i przełożył nogę z nogi, pochylił uprzejmie głowę i przechylił ją trochę w bok, natomiast oczy mu pojaśniały, jakby Filip już zaczął mówić, a jednak nie mówił. Dał więc Filipowi oczami cichy, świetlny znak, że zalicza się to na korzyść. Filip siedział tak, jak usiadł, nic się nie skorygował, nie przybrał gestu, łokcie tylko oparł o kolana i przez to cały wychylony był do przodu, jak najbliżej gospodarza. To wszystko, co mógł zrobić. Po chwili wyprostował się, nie nadając temu jednak żadnego znaczenia. Wzrok dalej miał utkwiony w panu domu, bardzo uważnie i celnie, tak jak kropla słońca pokrywa wypukłość szklanej kuli. Także rozjaśnił spojrzenie, także spokojnie wytrzymywał mijający czas i po kilku dobrych, nienagannych minutach gospodarz musiał zauważyć, iż spojrzenie Filipa roluje jakąś myśl, która już jest, pewno już była, toczy się teraz i jako jedyny punkt orientacyjny w tym rolowaniu utrzymuje wyraz twarzy, który jest aż tak rozumiejący, że milczy. Wpatrywał się więc w tę myśl, wpatrywał się w twarz Filipa, pokonując w sobie najmniejszą chęć zderzenia się z tą myślą. Ale widząc rozjaśnienia w oczach Filipa, następujące i ustępujące, prawdopodobnie przez jakąś cechę wewnętrzną, która kiedyś na pewno się wyjaśni, dodał swym oczom odrobinę uśmiechu i przy lekutkim, dobrowolnym, a nawet przyjemnym nacisku utrzymał uśmiech przez następne minuty. Które już same z siebie, jako że minuty z natury swej nie znoszą ciszy, zaczęły gęstnieć wokół uszu. Lecz nie na tyle, aby dobry praktyk nie mógł ich ścierpieć. Co więcej, stały się drabinką, nitką pajęczyny, na której bez lęku zwisa ciężki pająk, bimbając.
Filip najpierw sprzątnął z myśli resztki niepokoju, resztki śmiecia, w które go wciągnięto, zachwaszczonego ogródka prywatnych udręczeń. Jedyne, o co chciał prosić, to o to, aby cały ten incydent z łazienką zachowano w tajemnicy ze względu na jego reputację jako mężczyzny. Potem uwolnił się i od tego. Rozpoczął tok myśli najzupełniej normalny. Pomyślał o Erneście. Gospodarz