Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/537

Ta strona została przepisana.

stawała do niej plecami. Funkcjonariuszy w mundurach i w cywilu było już pięciu, piąty w randze kapitana.
Został zwolniony i z rewolwerem w kieszeni, w towarzystwie Elizy, pojechał do matki. Po drodze namawiał Elizę, aby matkę przewieźć natychmiast w jakieś inne miejsce, poza miasto, ale myślała o tym opornie.
Powiedział matce, że ojciec jest ciężko chory i leży w szpitalu. Przyjęła to jak gdyby z ulgą.
— Dobrze — mówił Filip. — Już jest wszystko dobrze — i całował matkę po rękach.
Eliza spowodowała, że jednak musiał z nią wyjść i gdy wyszedł, kazała wsiąść do powozu, gdy zapytał: dokąd? — nie odpowiedziała i zawiozła go do siebie. Po drodze minął ich pojazd, w którym siedziała Pianta, jej pijany ojciec i dwóch policjantów — kwartet; najpewniej wracali już z domu Pianty. Filip zażądał, aby tam pojechać, ale Eliza zamilkła. Aż pod samą bramę milczała, a gdy już ją minęli, powiedziała:
— Nie!