Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/575

Ta strona została przepisana.

— Jest pijana — oświadczył docent: — Zwykły ludzki wypadek.
— Ale dlaczego my przez to mamy cierpieć? — zapytał współtowarzysz docenta. — Jakież to niesmaczne upijać kobietę.
W momencie gdy Pianta przewróciła się na trawę, rotmistrz zniknął. Zniknął także prokurator.
Zjawił się Kreol; wyrósł jak spod ziemi i podszedł wolno. Dwóch panów było już przy Piancie, pomagali jej wstać i pozbierać drobiazgi. Twierdziła, że zginął jej kolczyk w trawie. Na czworakach wykonała kilka kroków z twarzą przy ziemi. Był to tylko wybieg, i wystarczająco naiwny.
— Ja — powiedział Kreol. — Ja tę panią uspokoję.
Powiedział to bezdźwięcznie i cicho.
Lecz już było za późno. Pianta wstała. Postawiono ją na nogi, była już spokojniejsza. Otrzepywała suknię, ocierała chusteczką łzy z oczu, robiła wrażenie spłakanej. Przytomniejąc, zawstydziła się i odwróciła głowę. Szepnęła do panów, aby ją stąd wzięto.
— No tak — odezwał się wolno Kreol — pani mnie przeprosi.
— Za co? — zapytała cicho. Była już przytomna. Wychyliła się zza czyichś pleców i ukazała bardzo przerażoną twarz.
— Obraziła swoim zachowaniem. Wpuszcza się tu hołotę. Ostatni raz! — Stał nieruchomo. Nie patrzył na nikogo. Napięte szczęki wykonywały ruch podskórny, paliły się oczy, stał wyprostowany. I w tym samym wyprostowaniu odszedł, nie patrząc na nikogo.
Po jego odejściu opustoszała ścieżka. Został docent, blado się uśmiechał, i jego asystent. Asystent pod jakimś pozorem też się oddalił. Benedykt został z docentem. Na trawniku leżała zgubiona chusteczka Pianty.
— Widzi pan, widzi pan — rzekł przychylnie docent.
— At, głupstwo — powiedział Benedykt — nic ważnego. Incydent. Dziewczyna z ludu. A może zna pan przypadkowo niejaką pannę Angelikę?
— Nie, nie znam — rzekł w zamyśleniu docent. Spojrzał badawczo na Benedykta. — Czy ten zapowiedziany układ wiąże się z jej osobą? — Był roztargniony.
— Nie, nie. Tak zapytałem, bo nikt jej tutaj nie zna.
— O kogo pan zapytywał? — myślał o czymś innym.
— Chciałem pana zapytać, czy jeżeli się kogoś pozna, to wy-