Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/591

Ta strona została przepisana.

Potwierdził. Wtedy sama poprosiła, żeby opowiedział raz jeszcze o tym robaku. Zapytując z uśmiechem, czy nie dotyczy to przypadkiem znowu pana Filipa?
Potwierdził. Wydał jej się przesympatyczny. W swej auto-manii-prześladowczej. Która doprowadzała do peanów na cześć człowieka — który przecież tak czy owak, właśnie teraz — i wiedzieć by o tym trzeba — właśnie teraz przeżywa moment zmierzchu. Wróble o tym ćwierkają. Wszyscy wiedzą, że sława Filipa Małachowskiego, tak jak nagle przyszła, tak i nagle gaśnie, i że „gwiazda jego spełniła swe przeznaczenie”. I że naturalną koleją rzeczy w miejsce to zjawia się niesława. Tak samo z powietrza wzięta... a może jednak nie z powietrza? Taki jest bowiem los bożyszcza. Choć bożyszcze o tym nie wie. A wiedzieć powinno już wtedy, gdy z fortuną podpisywało kontrakt. Nadchodzi taki dzień, ludzie się przejedli, dlaczego? Znając ich aptetyt na blaski, hałas i dudnienie bębna...
Zachowując ostrożność, skoro był takim zwolennikiem, zapytała, czy nie wie coś o tym, o tym smutnym zjawisku jak gdyby gaśnięcia sławy?
Nie wiedział, nawet się obruszył. Więc próbując jego wierność, zapytała:
— A gdyby znalazł się na bruku, to pan?
— Oczekuję tego.
— Więc na śmierć i życie. Dlaczego?
— Nie wiem — speszył się niespodziewanie. — Wydawało mi się, że przed chwilą pani zrozumiała.
— Czy nie uważa pan, że człowiek, któremu dogadza hałas, że człowiek taki poszukuje go i stwarza, aż do śmierci, i że śmierć przychodzi trochę wcześniej aniżeli fizyczna? I że taki człowiek właśnie od samego początku cierpi na rodzaj jakiejś wewnętrznej niemocy? Nie wiem naprawdę jakiej.
— Uważam.
— Uważa pan — zdziwiła się. — A czy uważa pan, że człowiek taki może się zmienić?
— Jeżeli posiada inne wartości. Ale wydaje mi się...
— Co się panu wydaje?
— Ze hałas wyklucza wszystko. Po to był stworzony.
— Tak pan uważa. A może myśli pan, że drugi człowiek, który