Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/614

Ta strona została przepisana.

zwłaszcza na sprzedaży willi pochodzącej ze spadku, kiedyś prosił na wszystko, aby go odwiedzić, czyniąc honor. Poszedł z myślą o zaciągnięciu pożyczki. Zapowiedziany, trafił na przyjęcie wydane na jego cześć. Jeszcze więc musiał się umęczyć, aby wytrwać, być utracjuszem, któremu przecież nic nie zaszkodziło i który opowiada przygody paryskie, tak jakby to było wczoraj, i jutro znów tam powróci. Rozejrzał się po tym dwuwymiarowym wesołym towarzystwie, wziął jednego z gości, najbardziej łakomego, na bok i powiedział w tajemnicy, że jest w przededniu drugiej willi w spadku. Z całej korzyści zobaczył, jak tamtemu duszyczka obrasta centami.
W parku szumiały pod nogami zeschłe liście. Szło się, jakby się przechodziło bród na płytkiej wodzie. Tej jesieni liści opadła niezwykła obfitość. Zdjęto tabliczki z łacińskimi nazwami krzewów, nie wiadomo dlaczego. Będzie wojna — powiedział ktoś — kiedy zaczyna się ukrywać wszystkie najprostsze znaki i zabrania się fotografować niebo.
Poszukiwał osobistej wróżby, na tak lub nie, jakiegoś zdarzenia — znaku. Nie trafiał się, aż jednemu wypadkowi przypisał znaczenie wróżebne.
Przechodził obok stadionu, rzucano dyskiem, skrajem biegła ścieżka, na ścieżce niespodziewanie ukazał się jakiś człowiek w szarym ubraniu robotnika. Dysk był w powietrzu, wszyscy zamarli. Przechodzień nie widział szybującego żelaza nad jego głową. Nie było także czasu krzyknąć, można było tylko pomyśleć: trafi w tego człowieka czy nie trafi? Głowa i krążek dysku w niewymierzalnej, ale wciąż przecież były w groźnej relacji. I wciąż nie można było wiedzieć, czy ucieczka lub cofnięcie się tego człowieka ratowałyby czy też zgubiły? Człowiek szedł spokojnie. Dysk dawno wykonał szczytowy łuk w powietrzu i spadał. Spadł! Trafił, nie trafił, nie trafił, spadł bardzo blisko, człowiek szedł dalej. I po sekundzie okazało się: trafił! Z lewej kieszeni przechodnia buchnęły kłęby dymu. Lecz nie, dysk spadając pionowo nie trafił w głowę, prześliznął się bardzo blisko, uderzył w pudełko zapałek w kieszeni i od uderzenia wybuchły. A człowiek wciąż jeszcze nie wiedząc, co się stało, gasił na sobie pożar. Ugasił i poszedł dalej.
Wykładnia wróżby mówiła, że ani tak, ani nie. Dała pośrednią