chowo dłoń do wargi. — Angeliko — poprawił się — zaraz tu wrócę — i nagle chwycił ją za rękę. Chwycił kurczowo i opuścił głowę, na nikogo nie patrząc.
Maksymilian jak gdyby z jakąś bardzo ostrą decyzją odwrócił się i wyszedł.
Filip milczał. Głowę skierował ku oknu, krew z wargi spływała mu przez grdykę już pod kołnierzyk. Angelika patrzyła przed siebie i niezupełnie na Filipa.
— To, co tu się stało, jest tajemnicą — powiedziała. — Na zawsze tajemnicą. Przysięgam to tobie. Przysięgam, że cię nigdy nie opuszczę. Krok za krokiem... — Chciała coś więcej, lecz nie powiedziała.
Filip milczał, chciał podejść do stołu, ale się zatrzymał, tak jakby oddalił się od Angeliki i znów przybliżył. Nic nie mówił. Wyjęła chusteczkę i dała mu do ręki, żeby zatamował krew. Oddał jej chusteczkę:
— To ty. Ja nie widzę.
— Trzeba to przepłukać alkoholem — spojrzała na stół.
— Alkoholem — powiedział. — Tak, tak.
Podeszli do stołu. Po chwili milczenia, nie patrząc na siebie, usiedli na swych miejscach. Filip wstał:
— Idziemy. Idziemy stąd.
— Poczekaj — rzekła. Prawą ręką objęła przegub swej lewej ręki. — Poczekaj — podeszła do lustra, lecz zamiast poprawić włosy, stała przed nim i nawet na siebie nie patrzyła. Głowę miała opuszczoną. Widział jej plecy i czekał.
— Małą chwilę, Filip — powiedziała cicho — coś ci powiem... Muszę coś ci powiedzieć... — nagle odwróciła się i ukazała twarz bardzo smutną, patrzyła prosto w oczy, podeszła do Filipa i powiedziała dobitnie — nic ci nie powiem.
— Wiem — rzekł pośpiesznie. — Kochasz mnie.
Wtedy odwróciła się od niego i zaczęła płakać. Nagle poderwał ją płacz krótki, ostry, z nagłym ucięciem. Otarła twarz rękami niedbale, spojrzała wokoło przytomnie, wzięła wszystkie swoje drobiazgi.
— Dlaczego ty płaczesz? — chciał zapytać. — Miałaś nigdy nie płakać — był zdumiony, prawie jak wybrykiem.
Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/624
Ta strona została przepisana.