i szybach, zacinał do środka. Światła okienek z naprzeciw rozpłynęły się i zniknęły.
— A my — powiedział — my jesteśmy tutaj. W kojcu. Jakby rzeczywiście podróże odbywały kury. Może zajrzymy?
— Dokąd?
— Do szafy.
Angelika stała pośrodku dywanu, wciąż w płaszczu, płaszcz ociekał złotymi kroplami deszczu w świetle drżącej w powiewie lampy.
— Wisi tam parasol — powiedział.
Otwarł szafę i rzeczywiście wyjął parasol. Wielki jak pastorał, z monogramem na obrączce.
— Jest gdzieś zmartwienie: taki parasol!
Czekała, że otworzy. Rzeczywiście, otwarł, parasol był olbrzymi, złoto-czarny jak monstre-nietoperz. Nie wiedział, co z nim zrobić, zamknął, zawiesił na krześle.
Zdjął i schował do szafy.
— Pamiętasz, jak urwałaś mi rękaw? — wyciągnął jakąś szufladę: — A tu są przygotowane nici dla podróżnych. Białe, czarne i szare. Jest igła i naparstek.
Wziął Angelikę pod rękę, poprowadził wkoło po dywanie, przystanął:
— Podałem do księgi przyjęć, że kupiec zbożowy podróżuje z żoną — usiadł na dywanie. Stanęła obok niego.
Wiatr dostawał się przez firanki i zaczął kołysać płomieniem lampy, chwiał światłem, zdawało się tak przygasać, że nagle zgaśnie.
Przeleciał krótki tok rozmowy. Wszystko dyskretnie przemilczano. Padło wreszcie: Eliza: urocza: nieszczęście.
„Nic tak w życiu nie dokuczy jak niewinny urok.”
Urok. Ci, którzy odeszli. I są jeszcze. Co o nich powiedzieć, żeby nie obrazić następnych? Wszystkich kobiet.
Trzeba było ratować lampę, filowała, bardzo szybko znalazła się przy niej Angelika.
— To się mówi — zapytał: — objaśnić knot czy knota objaśnić?
Wróciła na swe poprzednie miejsce.
— Ty się nie bój — powiedziała. — Choroba przychodzi, gdy się o niej myśli. Jest i odwrotnie.
Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/631
Ta strona została przepisana.