Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/69

Ta strona została przepisana.

— Pan jest naprawdę wzburzony. Ja bym na pana miejscu...
— Już nic, nic, co by pan... Przepraszam. Najmocniej przepraszam. Mam jeszcze godzinę czasu — spojrzał na zegarek — pozwoli pan? Odetchnę. Myślę, czy by sobie nie nałożyć teraz obowiązku, przemóc się...
— Bardzo proszę. Jaka to teoria?
Zainteresowała go Teoria. Podjadłby sobie ze skraju łóżeczka.
— Zaczerpnąć spokoju...
Hieronim zachowywał obiektywizm aż do obrzydzenia, była to zasada nieingerencji i delikatności, aż zanadto.
— A może jakiś okład panu przygotować?
— Skądże! Mogę swobodnie mówić. Pan ma rację — rzekł — nie ma co... Posiedzę tu chwilę. Wie pan, to jest nawet znakomite, w najgorszej chwili wiersz recytować. Spróbuję...
Jeszcze się wahał, patrzył na Hieronima, Hieronim uśmiechał się, w swym odstręczaniu był pociągający. Miał jakiś segregator w sobie, do którego chętnie wrzucałoby się myśli.
— Gdybym — powiedział Benedykt — był kimś, tak jak pan, i poznał kogoś takiego, jak ja, od razu bym wiedział, że facet, czyli ja, jestem napastliwy. Krótko mówiąc, sam chciałbym poznać kogoś takiego, jak ja, intelektualnie rozwścieczonego. Gotowego do bezwzględnej dyskusji. A ludzie się tego boją, dziwią, uśmiechają wyrozumiale. Chcą ratować swą wyższość, letnich, nijakich, umiarkowanych. Wydaje im się, że tym czcigodnym spokojem Pana Boga złapali za nogi. Tymczasem trzeba łapać nieco wyżej. I nieco mocniej. Wysnułem ja, tak więc, na moich torach, po nocy, śliskich od nafty, pewną koncepcję i nad nią pracuję. Nie jest to Bogu dziękować odkrycie, myślę. Odkryciem okaże się, sądzę, w rozwinięciu. Sam pan zresztą oceni, proszę, poprzedzę wstępem...
— A! — rozpromieniał Hieronim. — Pan stworzył teorię?
— Tak.
Zaczął mówić, i już coś go wewnętrznie ostrzegało. Generalne przeczucie, że nie należy. I jakaś równie generalna chęć, aby się rehabilitować, popisać. Przeskoczyć w inny świat, niż ten widziany spod ordynarnego ciosu, na bruku ulicy. Gdy zaczął, pomyślał, że postępuje słusznie, w dobrej chwili.
— Pan ma chęć słuchać?