mogło, że jeśli spotka w swym pojęciu doskonałość, to przyrównując ją do siebie, miernego w porównaniu z doskonałością, którą sam odkrył, powinien wykonać wszystko, poza oferowaniem siebie, czyli miłością... Bzdura, pan uważa, że to jest bzdura, pan myśli, że mnie się nie kleci i że połknąłem język...
Hieronim spacerował od stołu do okna, końcowy fragment zdania padł na jego plecy, zawrócił, szedł energicznie, naszedł na fotel.
O tym źródełku — pomyślał Benedykt — jakże to dziecinne* A tamten spaceruje...
Hieronim podszedł do okna i stanął przy parapecie.
Nastała cisza. Mógł być, istniała jeszcze nadzieja, zdruzgotany wielkością koncepcji. Mógł również zazdrościć. Stał przy oknie, wpół obrócony, i jakby kątem oka wypatrywał kogoś na dole. W ręce trzymał garnuszek z herbatą, który nie wiadomo skąd wziął i kiedy?
— Dziwne — rzekł spod pochylonej głowy: — osa.
Przyglądał się czemuś, co było na parapecie.
— Jedna — powiedział — zmiażdżona przez ramę okienną, nie żyje, druga odrywa jej szczątki. I proszę, spadają skrzydełka na. podłogę. Wygląda to, jakby jeden owad sprzątał zwłoki drugiego.. Aby nie zostały na hańbę cudzego spojrzenia. Co to może znaczyć? Dlaczego?
— A co z żądłem? — zapytał jadowicie Benedykt.
Dyskretna ucieczka Hieronima wydała mu się już wręcz skandaliczna.
— No tak — Hieronim zwrócił się ku niemu. — No tak...
— Pewno pan chciał — rzekł Benedykt, wstając i siadająo z powrotem: — pan pewno myślał, że przedstawię panu matematyczne wyliczenie mej Teorii, coś w rodzaju rachunku różniczkowego...
— Nie — rzekł Hieronim niespodziewanie twardo.
A zatem wyrok jeszcze nie zapadł.
Będąc Hieronimem, na zdrowy rozum, przede wszystkim należało cokolwiek powiedzieć o całości, o szkielecie myśli, przyjąć go, tylko przyjąć, wiedząc, jak mało jest szkieletów. Nikt dotąd nie próbował odgadnąć tej istoty motywów, o których tu może chaotycznie, ale jednak zostało powiedziane.
Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/72
Ta strona została przepisana.