co, kręciła kółeczko kościaną szyjką parasolki, trzymając ją pionowo przy boku jak pastorał.
Benedykt wyciągnął szyję. Rysy jej twarzy w pierwszej chwili były niedostrzegalne, w drugiej klasyczne, później klasyczność rozlatywała się na korzyść czegoś podobnego do szczerego uśmiechu dziecka, potem korzyść przepadała i ukazywały się maniery, ciemne, brylantowe włosy i kamienie w medalionie, przecież nie szkiełka. Przekraczając jakiś niewidzialny próg drogi, nagle przybrała minę poważną. Ale przedtem jeszcze, w dobrze wymierzonym miejscu, zatrzymała się i idąc z lewej, poszła prawą nogą — Benedykt zawsze kwitował bolesnym uśmiechem niedoścignione zjawiska „matki natury” i powodzenie za cenę samego tylko istnienia. — Potem wykonała coś w rodzaju odruchu młodego psa, który spiesząc na powitanie pana pozwala, aby z nadmiaru miłości zarzuciło nim na ułamek sekundy, zanim wykona skok i przypadnie do kolan. Zarzuciło ją więc i już serio, wyprostowana, znalazła się przy Nich naprzeciw Bydlęcia, który wstał także, dość szybko, jakby w plecach miał ekran. Podając mu rękę uniosła się na palcach i przekreśliła jego twarz spojrzeniem błyskawicznym z dołu w górę, byłoby dosyć, lecz zrobiła to jeszcze i w poprzek. Podobnie przywitała się z pozostałymi, całowali ją w rękę. Za każdym razem unosiła się na palcach. Zawróciła do Bydlęcia, który już złożył się z powrotem na fotelu, i usiadła na poręczy. Benedykt zgasił cygaro i postanowił wyjść w stronę szatni.
Ledwo jednak ruszył się od stolika. Bydlę nieoczekiwanie drgnął w plecach, poderwał się i wyciągając rękę w górę półprzytomnie zawołał: — Hallo! — Tak jakby kogoś chciał zatrzymać albo przywołać.
Lecz nie wiadomo, do kogo było to skierowane. Opadł z powrotem w fotel.
Benedykt nerwowo odwrócił się, bez potrzeby, przez ramię zobaczył jeszcze machnięcie ręki i moment, gdy Bydlę osuwał się w fotel.
Mimo woli przyspieszył kroku. Ogarnęło go uczucie irracjonalnego strachu, wbrew woli ugięły się pod nim nogi. Był zły na siebie, lecz nie mógł się opanować.
Okrzyk przepadł w powietrzu, nikt nie zareagował.
Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/79
Ta strona została przepisana.