Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/82

Ta strona została przepisana.

ciwiec nie wiedział jeszcze, że za sekundę będzie głównym świadkiem zdarzenia i że akcja już go objęła.
Wstrzymał oddech i wysunął się zza pleców. W ostatniej chwili widział wszystkie osoby, które będą zamieszane w ten incydent. Lewą rękę uniósł dla odparowania ciosu, w prawej nodze miał nakaz, gotowość na kopnięcie, gdyby zdarzenie przybrało obrót chamski, prawą rękę przygotowaną do walki. Gdyby do niej doszło, groziła — mógł się jeszcze cofnąć: — definitywną katastrofą.
Zagrodził drogę Księciu.
Uchylił kapelusza. Nie zapomniał o tym geście. Ubliżającą lekkość uchwycenia ronda dwoma palcami zdobył w ćwiczeniu przed lustrem. W ręce trzymał czerwoną różę, półrozkwitłą, o chwiejącej się główce jak płomyk zapalonej świecy. Słońce południa rzuciło się na czerwień jak robactwo na obnażone mięso.
Książę zatrzymał się błyskawicznie.
Benedykt wyciągnął rękę gestem ofiarodawcy, uginając ten gest w akcent przesadny, obelżywy. Sam fakt publicznego wręczenia kwiatka mężczyźnie musiał być wstrętny. Lecz widząc swój gest już w rzeczywistym wykonaniu powziął do niego pewne zastrzeżenia; za późno.
Książę spojrzał na kwiat. Najpierw w roztargnieniu. Była to mała chwila. Potem się uśmiechnął.
Jak w każdym zamachu zaczęło się dziać trochę inaczej. Był to ułamek sekundy, w którym Benedykt zacisnął zęby spodziewając się ciosu, i napiął mięśnie, aby go odparować. Nie przewidział jednak roztargnienia przeciwnika.
Nie spodziewał się również, że Książę z bliska, w bezpośrednim zetknięciu wygląda inaczej; w każdym razie inaczej.
Delikatnym gestem wziął różę z rąk Benedykta, pionowo, jakby to istotnie była zapalona świeca.
Uśmiechnął się — i przyjął. Bez najmniejszego zdziwienia, z uśmiechem, traktując fakt zupełnie naturalnie, jakby przywykł do przyjmowania kwiatów od nieznajomych, i na ulicy, także od mężczyzn.
Ten wrogi w gruncie rzeczy moment Benedykt pamiętał jeszcze i panował nad nim, spoglądając chmurnie, wszystkie następne zagrodziły mu drogę do jakichkolwiek wrogich gestów wobec Księcia.