Proszę mi wierzyć, że nie chciałem pana w niczym dotknąć. Odwrotnie, proszę pana, odwrotnie, odwrotnie... a pan nie pojął... Niechże pan siada, proszę — zerwał się, okrążył stolik i wziął Benedykta za rękę. Zwróciło to uwagę, patrzono na nich. — Pan zrobi mi tę przyjemność — powiedział. Trzymał go za rękę i wyczuwało się, że bez szamotania nie wypuści.
Nie należał do ludzi, którzy godzą się, aby ktokolwiek ich porzucał. Był prawie przerażony, błyskawicznie dokonał czegoś, co można by nazwać — wielkim aktem. Potrafił, umiał to zrobić. A „Wielki akt” polegał na kilku słowach, z których wyrzucone zostało wszystko, co poprzednie: podejrzenie o nasłanie — można by sądzić, iż myślał wręcz, właśnie odwrotnie, i sprawa przeciwna: „to wobec tego skąd róża!”. Porzucając konsekwencje, ukazał wielkoduszność, ukazał ją tak szybko, że nie dotknęła mózgu przeciwnika. — Nic poważnego — rzekł — proszę się na to zgodzić. — Przed chwilą miał przecież Benedykta w rękach, widział jego lęk i załamanie. Było dosyć, mógł już się go pozbyć.
Benedykt zrezygnowany usiadł. Był pod ostrzałem spojrzeń. Sięgnął po filiżankę z kawą. Pochylił się nad nią.
Gdy podniósł głowę, uświadomił sobie, iż podniósł ją dlatego, że przed paroma sekundami coś zaszeleściło, tak jakby poruszyło się powietrze.
Na wprost, obok Filipa, blisko jego ramienia, siedziała Filigranowa. Patrzyła na Benedykta. Musiała podejść bardzo cicho. Filip robił wrażenie niezadowolonego.
Nie przedstawił mnie — pomyślał Benedykt w pierwszym momencie jeszcze przytomnie. Poczuł, że robi mu się słabo. Już by nie wstał, stracił władzę myślenia.
Był teraz w sytuacji — jakby ktoś bał się, lecz był już w piekle, i wyglądało ono inaczej przez istnienie nieba i jeszcze raz inaczej, gorzej, tym gorzej, że niepodobne do nieba. A niepodobieństwo im bardziej absolutne, tym bardziej podnosi wartość tego, co było wyobrażone, być może dlatego, że jeszcze nie tknięte. Wróciła mu władza myślenia.
Przyszła mu spóźniona myśl, że zrywając z Filipem nigdy by jej nie zobaczył z bliska.
Zapytała Filipa o coś po niemiecku, jak gdyby o Benedykta. Była Niemką.
Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/91
Ta strona została przepisana.