Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/19

Ta strona została przepisana.

O armii Turków, tatarskiej grabieży;
Ale o Turkach, kasztelan nie wierzy.

Stoją; kasztelan, przyodziany w łamy,
Wyjechał, krzyknął: «witajcie!« «witamy!»
A potem starszą komendę powitał,
I panów szlachtę o zdrowie zapytał,
Poznawszy zapał, rzekł: «wielce mię cieszy,
Że wam się bracia ku ochocie spieszy:
Dziś, jutro jeszcze, potem dnie spoczynku....
A Dorosz głową odpowie na rynku.»
Tak wódz przemówił, a zagrzane mową
«Hurra!» w szeregach wzbiło się gromowo..
Lecz ci co bliżej kasztelana znali
Jakoś się z boku nieszczerze patrzali:
«Zasługą ojca godności się dobił,
Ale na wodza dziwno się sposobił,
Rozpierzchłe w stepie rabusiów gromady,
Pobił, i myśli że jest gromowłady,
Wzbija się w dumę, w naradach nadyma,
A jeszcze armii nie miał przed oczyma.»