Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/28

Ta strona została przepisana.

A tak szczęśliwy, jakby w Ukrainie
Nie słychać było o nieszczęść godzinie.
Tatar się zjawi, potem wstecz się skręca,
I do pogoni kasztelana znęca.

Przypadł Haneńko, powtóre odradza:
«Panie! miej baczność, bo tu Dorosz zdradza.»
Lecz nań kasztelan i spojrzyć nie raczy,
Pomknął, i wpada na zastęp kozaczy.

Wre bój, a słońce połyska od wschodu
Na step, jak świecznik olbrzymiego grodu,
Ku niemu mgliste wznoszą się opony,
Już las wystąpił cały, ozłocony,
Coraz się więcej odsłania widoku,
Tam srebrna szarfa bobowego stoku,
I oczerety, nad oczeretami
Snują się dzikie łabędzie stadami.
I wicher powiał, resztę mgły rozgonił,
Pierzchły łabędzie, i step się odsłonił;