Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/31

Ta strona została przepisana.

Albo w łeb płatnę! O ten kruk złowrogi,
Cham swoją wróżbą wziął sławę, a tłuszcza
Teraz się na mnie językami puszcza!
Naprzód! lecz strasznie naciskają wrogi;
Naprzód!» Koniowi nie śmie dać ostrogi,
Znowu skamieniał jak oczarowany,
A w koło szlachtę mordują pogany,
Sparli do brzegu, i szlachty gromada,
Klnąc kasztelana w bystre wody wpada.

Raczkowski oczy obrócił do nieba...
Rzecze: «finitum! teraz umrzeć trzeba!
Szedłem gdzie Bóg mi wskazywał ofiary;
Lecz do odwrotu o! jużem za stary!
Sprzedaj się drogo, komu ledz wypadnie,
Kiedy nas tako uwikłano zdradnie!»...
Chwycił pistolet, najbliższego zmierzył,
A potem szablą na Turków uderzył.
A szlachta walczy z falą i głębiną,
Kasztelan patrzy, ci giną, ci płyną,