Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/54

Ta strona została przepisana.

Im przyjdzie jesień i nawalna zima,
A tu ni zboża ni obejścia niema,
Jeno gdzieś zgliszcze gdzie składano kłosy
I szumi smutno jawor ciemnowłosy.
A dziad pośrodku tej cichej gromadki
Rozgłasza straszne z Ukrainy gadki,
Słuchali smutni, łzy nikt nie uronił
Tylko podumał, i Bogu się skłonił.

W tem drzwi kaplicy zwolna otworzono;
Z świątyni wyszło krasnych dziewic grono,
Na pół posępne, jak róże w pomroku,
Na pół z uśmiechem, z czystą łezką w oku,
Wbiegły w podwórze, spojrzały: tam pany,
Tutaj rycerstwo, a tu lud zebrany;
Minęły wszystkich, otoczyły dziada,
Proszą niech śpiewa, lub niech bajkę gada.

Ucichła szlachta, ucichli rycerze,
Zrobili koło, a dziad lirę bierze,