Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/96

Ta strona została przepisana.

A zawędrował wieczorem w te strony
Jakiś dziad z lirą, wiekiem pochylony;
Patrzał na zamek, spłonęło mu lico,
Oczy mu błysły wspomnień błyskawicą,
I krętą ścieżką, co dziś bokiem skały,
Wieśniacze trzody skacząc wydeptały,
Aż na wał zamku, na zwalone mury
Pospieszał z lirą ów starzec ponury.
A stopy jego szczyt nie trwoży stromy,
Tam go powitał kamień jak znajomy,
Odłam pałasza, zardzewiały w trawie,
I zagaszony granat na murawie;
Starzec na wszystko poglądał ciekawie,
A w każdym końcu, i przy każdym kroku,
Łzy jak brylanty świeciły mu w oku
To witał smętnie, to powitał mile,
Znać on tu przeżył wielką życia chwilę!
............
A potem ukląkł w zwalonej kaplicy,
I zmówił pacierz do Bogarodzicy