Umysłowość Angelica, czerpiąca stale z atmosfery otaczającego życia, przeżywała w rozwoju swoim chwilę bezbronnie zamierającego średniowiecza. Nie ulegała zmianie jego ideologja, ale zastygało w jego twórczości to, co usychało bezboleśnie, bo siłą starczego zaniku, w życiu wieku. Nie było więc w nim ani walki, ani rezygnacji. Być może, iż nie spostrzegł początkowo tej chwili, w której zamiast własnych rozmyślań o życiu Chrystusa, zaczął opowiadać wprost żywot jego, a temsamem zrywać bezpowrotnie z niedawną swoją sztuką.
U przełomu lat czterdziestych, kiedy pierwsze pokolenie odrodzeniowców szukało dróg, wiodących w świeckość formy, a podrastali ci, którzy mieli być mostem między kaplicą Brancaccich a stanzami Rafaela, zmieniał się sposób odczuwania, a nadewszystko — wypowiadania się. Nowy ruch w sztuce nie był Angelicowi tak obcym, jak za jego lat młodych. I na ścianach tego klasztoru, gdzie powstał i zanikł duch mistycyzmu w sztuce włoskiej, rozpoczęła się i coraz silniej ogarniała sztukę mnicha ostatnia przemiana jego twórczości: wyczerpująca się indywidualność szukała podpory w konstrukcyjnej formie renesansu.
Dawny autor predelli z Kortony i „Narodzin św. Jana“, przenoszący w młodych latach nowelistykę i barwność ponad biblijną treść opowieści, posiadał w sztuce swojej aż nadto pierwiastków czysto malarskich, by w chwilach wewnętrznego