Głęboki i samotny sentyment religijny Angelica nie mógł wydać naśladowców. Jego ekstazy były końcem epoki poczętej u rozświtu włoskiego malarstwa, jego poczynania renesansowe, nowe dla własnej twórczości, innym nie wyznaczały dróg nowych. Współczesna mu sztuka przejmowała jego typy, wyrazy twarzy, koncepcje scen biblijnych, pół-świadomie czerpała z jego renesansowych motywów, lecz nie mogła załamać się na nim.
Jego odrębności twórczej brakło tej siły rewolucyjnej, któraby mogła za sobą porywać. Młodzi, szukający nowej formy, nie skupiali się więc wokół niego, lecz i pracowni jego nie omijali. Wiedząc, że stary mistrz miłuje nowe formy, we własnej sztuce je rozwija i uczniom pozwala przenosić je do dzieł swoich, a przytem, widząc niezawodne rozmiłowanie mecenasów i publiczności w odrębnościach sztuki Angelica, chętnie doń przystawali, by tajemnicę przezroczystych barw i nabożnych wyrazów przeszczepić do własnych dzieł. Co więcej, przy starym i wziętym mistrzu łatwy był zarobek, stąd łatwo znaleźć wśród jego pomocników nazwiska przeciętnych, a dziś zapomnianych malarzy, jak Piętro Jacopo da Forli, Giovanni della Ciecca, Carlo di ser Lazzaro da Narni, Jacopo d’Antonio da Poli, Johannes Antonius da Florentia i t. p., których do pracowni Angelica znęciło tylko pragnienie pracy zarobkowej. Byli to prości rzemieślnicy i „garzoni“.
Lecz przez pracownię jego przeszło też wielu istotnych mistrzów chwili — Fra Filippo Lippi, Francesco Pesellino,