Strona:Miguel de Unamuno - Po prostu człowiek.djvu/114

Ta strona została przepisana.

Po kilku tygodniach matka chrzestna przeniosła się na stałe do domu rodziców Berty i zaczęła tam rządzić, jak u siebie. Berta miała wrażenie, że zbliża się ku niej jakieś widmo. Oczy Raquel paliły się nowym blaskiem. Schyliła się nad położnicą i pocałowała ją; szmer tego cichego pocałunku rozległ się w pokoju. Usłyszała rozkazujący ton głosu:
— Teraz trzeba poszukać mamki, Berto! W tym stanie zdrowia nie może pani karmić małej. Jej życie i życie pani byłoby w niebezpieczeństwie.
Oczy Berty napełniły się łzami.
Raquel: Wczuwam się w pani tragedię. Wiem, co znaczy być matką, lecz rozsądek przede wszystkim. Trzeba się oszczędzać. Może pani mieć jeszcze dzieci...
Berta: Och, gdybym nawet miała umrzeć.
Raquel: Jakto? A mała? Moja Quelina? Nie, po tysiąc razy nie”.
Wzięła dziecko na ręce, owinęła w pieluszki i uścisnęła tak gwałtownie, że serce matki zmartwiało.