Don Victorino zajmował się interesami handlowymi, lecz interesy z dnia na dzień szły coraz gorzej. Najlepszym interesem, ostatnią kartą, która do wygrania pozostała, była córka. Yaniez miał jeszcze syna, lecz o synu przed laty wszelki słuch zaginął. Przez pewien czas noszono nawet po nim żałobę.
— Prócz Julii, nie mamy na świecie nikogo — zwykł mawiać don Victorino do swej żony. — Wszystko teraz zależy od jej zamążpójścia. Jeśli palnie głupstwo, a obawiam się, że to zrobi, będziemy zgubieni.
— Przepraszam, że ci przerywam, ale o jaki rodzaj głupstwa ci chodzi?
— Zawsze robisz wrażenie, jakbyś z gwiazd spadła. Brak ci zmysłu rzeczywistości, Anacleto!
— Nie gniewaj się na mnie, Victorino! Taka już jestem. Wyjaśnij mi, co miałeś na myśli. Wiadomo przecież, że ty jeden tu naprawdę umiesz myśleć.
— Mówiłem ci już tysiąc razy, abyś czuwała nad Julią. Trzeba ją chronić przed tymi idiotycznymi miłostkami, na które dzie-
Strona:Miguel de Unamuno - Po prostu człowiek.djvu/128
Ta strona została przepisana.