Strona:Miguel de Unamuno - Po prostu człowiek.djvu/144

Ta strona została przepisana.

— Nie, to on nas kupił!
— A więc, czy chcę, czy nie chcę, muszę już stanowić jego własność?
— Aleksander Gomez jest tak wspaniałomyślny, że nie wymaga niczego, nie dopomina się o nic.
— Cóż za wspaniałomyślność!
— Julio!!
— Tak, tak, zrozumiałam wszystko! Powiedz mu, że może przyjść, kiedy mu się podoba!
Wymawiając te słowa zadrżała. Kto to powiedział? Ona? Chyba ktoś inny! Ktoś inny, kto w niej istniał, tyranizując i znęcając się nad nią w najstraszliwszy sposób.
— Dziękuję ci, drogie dziecko, dziękuję ci!
Ojciec podniósł się, aby objąć swą córkę, lecz ona, odpychając go, wykrzyknęła:
— Precz.. nie dotykaj mnie...
— Ależ...
— Idź się lepiej rozczulać nad swymi papierami. Idź całować popioły tych rachunków, które o mały włos nie zaprowadziły cię do więzienia!

∗             ∗