Ta strona została przepisana.
— Czy nie mówiłem pani Julio, że Aleksander Gomez musi zawsze postawić na swoim? Z tymi słowami na ustach młody „indiano” przedstawił się córce don Victorina.
Julia zadrżała. Po raz pierwszy w życiu uczuła, że przed nią stoi „człowiek”. A człowiek ten wydał się jej znacznie mniej brutalny i mniej antypatyczny, niż poprzednio myślała.
Podczas trzeciej wizyty Aleksandra, rodzice pozostawili ich samych. Julia drżała. Aleksander milczał. Milczenie przeciągało się nieznośnie.
— Wydaje mi się, że pani jest chora, Julio!
— Czuję się doskonale.
— Dlaczego więc pani drży?
— Prawdopodobnie z zimna, tak... prawdopodobnie.
— Prawdopodobnie ze strachu.
— Ze strachu? Kogóż miałabym się bać?
— Mnie.
— Dlaczegóż miałabym się bać pana?