— „Co za człowiek — myślał hrabia, a Julia: „On jest naprawdę człowiekiem”.
Milczenie przeciągało się nieznośnie. Julia i hrabia nie śmieli spojrzeć na siebie.
Bordaviella patrzył na drzwi, za którymi znikł Aleksander.
— Niech się pan nie rozgląda tak podejrzliwie — rzekła Julia. Nie zna pan mego męża. Nie zdolny jest do tego, aby nas szpiegować pod drzwiami.
— Cóż ja mogę wiedzieć? Gotów jest jeszcze sprowadzić świadków.
— Nie rozumiem pana.
— Nie zapomniałem jeszcze dnia, gdy sprowadził tutaj dwóch lekarzy, gdy w tej strasznej scenie upokorzył mnie tak, jak tylko mógł mnie upokorzyć; gdy popełnił zbrodnię, robiąc z pani umysłowo chorą.
— To była prawda. Gdybym nie cierpiała na pomieszanie zmysłów, nie powiedziałabym tego, że pan był moim kochankiem.
— Lecz...
— Lecz, co, hrabio?
— Czy pani teraz ze mnie chce zrobić wariata? We mnie będziesz wmawiała, Julio?
Strona:Miguel de Unamuno - Po prostu człowiek.djvu/195
Ta strona została przepisana.