Strona:Miguel de Unamuno - Po prostu człowiek.djvu/61

Ta strona została przepisana.

— „Nie mam już ochoty do gry — mawiał do swego powiernika-księdza, — jestem okropnie roztargniony i whist mnie nie bawi — pozostaje mi tylko przygotować się godnie na śmierć, jak na prawego chrześcijanina przystało”.
Któregoś rana po obudzeniu markiz podległ atakowi paralitycznemu. Stracił przytomność. Kiedy ją w części odzyskał, jął pracować całym wysiłkiem upartej woli, aby przezwyciężyć śmierć.
— Nie, nie umrę, dopóki się nie dowiem!
I pytał gorączkowo córkę, gdy ta przyniosła mu do łóżka posiłek.
— Czy to jeszcze będzie trwać długo?
— Bardzo długo mój ojcze!
— Nie odejdę z tego świata, nie mogę odejść, dopóki nie zobaczę młodego markiza. To musi być chłopiec, musi być chłopiec! Wszak tutaj brak mężczyzny! A jeśli już nie będzie Saurezem de Tejada, to w każdym razie będzie Rodrygiem i markizem de Lumbria.
— Nie leży to w mej mocy, ojcze — mówiła Luiza.