kwiaty, którymi za czasów swego panieństwa tak troskliwie opiekowała się Luiza.
— Możebyśmy zasadzili kwiaty na balkonie” — ośmielił się rzec któregoś dnia Tristan.
— Jest tu tylko jeden kwiat: markiz” — odpowiedziała Luiza.
Tristan bolał nad tym, że dziecka nie nazywano jego synem, lecz markizem. Uciekając z domu, chronił się często we wnętrzu katedry. Czasami zaś wędrował, gdzie oczy poniosą. Złościła go obojętność żony, która nigdy nie próbowała się zainteresować, gdzie przebywa jej mąż.
Luiza przeczuwała, że umrze niedługo. Życie uchodziło z niej za każdym tchnieniem.
— Życie mnie opuszcza. Krew krąży w mych żyłach coraz wolniej, w głowie mam nieznośny szum — czuję, że umieram. A jeśli żal mi odchodzić z tego świata, to tylko z powodu mego markiziątka...”
Smutno było żyć w tym domu, pozbawionym słońca. Myślałam Tristanie, że przyniesiesz mi w darze słońce, swobodę i radość,
Strona:Miguel de Unamuno - Po prostu człowiek.djvu/64
Ta strona została przepisana.