Strona:Miguel de Unamuno - Po prostu człowiek.djvu/67

Ta strona została przepisana.

żałobny kir z tarczy herbowej. „W puścić tu słońce — wykrzyknęła — dajcie dostęp słońcu!”.
— Jestem gotowa wysmarować tarczę herbową miodem — aby znęcić tu wszystkie możliwe odmiany much.
Później kazała wyciąć bluszcz.
Mały markiz w swej nowej matce przeczuł nieprzyjaciółkę. Mimo próśb i zaklęć ojca, nie mógł nigdy nazwać jej matką. Nazywał ją zawsze ciotką.
— Skąd on wie, że jestem jego ciotką? Czy mu Marianna o tym powiedziała?
— Nie wiem — odrzekł Tristan. Lecz czyż nie wiesz, że w Lorenza wiedzą wszyscy? Tak! wszyscy... W tym domu widać ściany miały uszy...
— Zamilcz!
Małżonkowie rzadko opuszczali swoją komnatę. Karolina trzymała męża przy sobie. Tymczasem mały markiz pozostawał na łasce i niełasce służby. Korepetytor udzielał mu codzienie lekcji czytania i pisania. Ksiądz spowiednik opowiadał o Bogu i Duchu Świętym.