Raquel:...ożenić cię później z inną kobietą!
Raquel gwałtownym ruchem odsunęła od siebie Juana, spiorunowała go spojrzeniem, przyczaiła się do skoku, niby ranna lwica, lecz po chwili, opanowawszy ból, zadany swemu sercu, przyciągnęła do siebie Juana z powrotem, krzycząc:
— „Chodź do mnie, Juanie! Chodź, mój synu! Pocóż mi inny syn? Czyż nie jesteś mojem dzieckiem?
Rozgorączkowanego, nieprzytomnego Juana musiała Raquel położyć do łóżka.
Raquel nie zgodziła się uczestniczyć w w uroczystościach weselnych, tak, jak tego życzyli sobie państwo Lapeira i Berta. Nie potrzebowała się przy tym wymawiać chorobą. Była chora naprawdę.
Raquel: Nie sądziłam, Juanie, że posuną się tak daleko. Wiedziałam, że wszyscy troje są próżni i głupi. Lecz nie przypuszczałam, że będą mieli czelność wyzywać opi-