Strona:Mikołaj Biernacki - Piosnki i satyry.djvu/227

Ta strona została uwierzytelniona.

Podchodzę z boku ostrożnie,
Pęc! i ptaki jak na rożnie,
Na stemplu, choć smaż u pieca,
To mi się nazywa heca.

— Eh! mnie lepiej się zdarzyło!
W zimie, na dziki to było;
Wytropiliśmy dwa stada.
Jeden warchlak jak szalony,
Pod nogi mi panie wpada.
Ja, byłem trochę zmęczony,
Przysiadam mu więc na grzbiecie,
Ten rusza, i co powiecie,
Podwiózł mnie prawie do dworu,
Daję wam słowo honoru!

Eh! mnie lepiéj się zdarzyło!
Niepamiętam gdzie to było,
Dość, że szliśmy na niedźwiedzie.
Sądzili panie że zginę.
Bestja prosto na mnie jedzie,
I łapami za czuprynę.
Myślę, co on mnie dotyka!
Jak wytnę mu w sam nos byka,
Aż fajtnął na środek drogi,
Ogon pod siebie i w nogi.