Mieszkam w Baryłach, wiosce podkrakowskiej;
Żem nieżonaty, nie wielka nowina;
Mimo to żyję jakoś z łaski Boskiéj,
Choć dom bez żony — to obiad bez wina,
Mam miękkie serce, dla ludzi otwarte,
Niezłego kuchtę i — ciotunię Martę.
Ciotunia, ciepła, jak to mówią wdowa,
Miała wieś Kulki — odemnie o milę;
Jeździła bardzo często do Krakowa,
Miasta, gdzie słodko płyną wdowie chwile
Na rekollekcjach, nieszporach, ploteczkach,
I tym podobnych miłych zabaweczkach.
Ze mną serdecznie była, dokąd księża,
Mogą to wszyscy poświadczyć sąsiedzi,
Nie opisali mnie przed nią jak węża
Za to, że nie chcę chodzić do spowiedzi;
A głównie za to, mówiąc między nami,
Zem ich podobno nazwał faktorami.
Owoż za grzech ten, cioteczka kochana
Już ze dwa lata nie gadała do mnie;
Strona:Mikołaj Biernacki - Piosnki i satyry.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.