Nie tylko cię piramid abo mauseołów[1],
Ale też godną znamy ołtarzów, kościołów.
Panieństwa kwiatek tu leży schowany,
Twą, skwapna śmierci, ręką rozerwany.
Wżdy twój jad próżny: bo ten kwiat ku wiośnie
Onej ostatnej i wiecznej wyrośnie,
Wonie lilijej pełen i czystości,
I kwitnąć będzie prócz strachu zwiędłości.
Ozdobą onym, co na barankową
Chwałę pieśń krzyczą, własną, czystą, nową.
Zwyczaje, dom, urodę, kiedym była żywą,
Kto znał moję, musiał mię sądzić za szczęśliwą.
I samam na fortunę narzekać nie śmiała
I na on czas, gdym wdzięcznej matki postradała.
Bowiem ociec nie dał znać sieroctwa i, trochę
Potrwawszy, równą matce dał mi Bóg macochę.
A snadźci, by był tenże chciał wieków przedłużyć,
Mogłam lepiej, niż matki, jej dobroci użyć.
Com to rzekła? Macochać była; w tym znać dała:
Trzech dni, do nieba idąc, czekać mie nie chciała.
- ↑ W pierwodruku: Manseołow.