Gdzież on mój umysł, który płomień taki
Aż nazbyt sobie miał za ladajaki?
O próżne dumy! Nie my sobą sami:
Bóg rządzi nami[1].
Tak napiękniejszej[2] Narcysus urody,
Gdy się chciał napić, nachyliwszy, wody,
Jak we źwierciedle, choć nie tego żądał,
Twarz swą oglądał.
Nie widał przedtem oblicza swojego:
Przeto, mnimając kogo być inszego
Pod wodą, swej sie piekności zdziwował
I rozmiłował.
Patrza a patrza, a jem patrza pilniej,
Tym w jego sercu sroga miłość silniej
Cieniem a wodą — kto się nie zadziwi! —
Płomienie żywi.
Chwalę, Kupido, strzały twe; w tej mierze
Niechaj za przykład każdy sobie bierze,
Że ty na tego, co prze piekność hardy,
Masz munsztuk twardy.
Zgardzał ten nimfy, co się mu kłaniały;
Prze jego hardość, chodząc miedzy skały,
Stwardziała Echo, powtarzać gotowa
Człowiecze słowa.
A gdy tak patrzał na swoję twarz chciwie,
Już poczuł miłość, wzdycha żałośliwie,
Już się rozmawiać [z] swem cieniem nie wstydzi,
A Wenus szydzi.
Strona:Mikołaj Sęp Szarzyński-Poezje z pierwodruku 1601.djvu/062
Ta strona została uwierzytelniona.