Strona:Moi znajomi.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

pana Warawąsa i z poobrywanego kapelusza organisty z Tumu, a Janek Graczyk najmłodszy, ale piśmienny, na drewnianej deseczce, na wierzchu kija, wielkiemi literami smołą wypisał: «Słomczeska Jadwiga».
Sprofanowany w ten sposób ideał Kulasa, nie przestał być przecie jego ideałem, choć tego dnia, kiedy ów strach w prosie stanął, tylko połowę polewki z dyni zjadłszy, od razu się w grochowiny zaszył, do ulęgałek nie zajrzawszy nawet.
Teraz to wszystko przeszło. Głos ślicznej Julisi czarnowłosej i modrookiej, która w niebieskiej sukience, jak niezabudka nad rzeką tą wzrosła, nie budził już echa. Młynarczyki rozbiegły się za chlebem, młyn zczerniał, zgłuchł, opustoszał prawie, droga zarosła, w prosie tylko sterczały dwa patyki i deszczem spłukana tablica, na której chmurą teraz siadały niepłoszone wróble.
Najwięcej wszakże odbiła się ta zmiana na starym Warawąsie. Jak był wysoki, tak się zgiął we dwoje; jego płócienna kapota wisiała na nim, jak na wyschłym kołku, wąsy opadły, oblicze zaklęsło, wzrok wygasł. Czasem tylko okazywało się w nim wielkie zadziwienie; wodził wtedy oczyma po młynie, po sadzie, po