Strona:Moi znajomi.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

Przemienienie pańskie, czy skończenie świata? Ani Filunki, ani Pifusi (przekręcał zawsze ich nazwy) a pani moja z dzieciątkiem na łonie niby Madonna jaka...
Uśmiechnęła się do niego, nie podając ręki, gdyż nie była pewną, czy bezpieczniej byłoby wysunąć tę «z pod paszki», czy tę «z pod krzyzika».
— Ejże — mówił dalej, zacierając ręce doktor — aż człowieka coś kusi, żeby przy tych jasełkach klęknąć, jak wół lub osioł z kolendy... A skądże to pani moja takich śliczności dostała?
— Pan Bóg dał! — rzekła panna Konstancya słodkim, miękkim głosem.
Zacząłem się żegnać. Przychyliła mi czoła, na którem ze czcią złożyłem usta.

— A przywieź mi swoją Anulkę — szepnęła — i nie zabijaj się tam pracą, nie spiesz... Niech już tam!...