Bywała ona bowiem zazwyczaj wsunięta głęboko w pończochę, podczas gdy druga wodziła delikatnie igłą, nawleczoną na bardzo długą i bardzo białą nitkę mięciuchnej bawełny. Na tej to ręce, na serdecznym palcu, świecił się cienki, wytarty, złoty pierścioneczek z turkusowem nadtłuczonem z jednej strony serduszkiem, obok pustej oprawki, z której drugie takie samo serduszko wylecieć musiało. Pierścioneczek zsuwał się po zeszczuplałym palcu Anusi, zatrzymywał na zgiętym nieco od ciągłego szycia stawie, i znów opadał na dawne miejsce swoje, przy powolnym ruchu wyciągającej długą nitkę lub nabierającej drobne ściegi ręki.
Siadywałam wtedy zwykle na małym stołeczku drewnianym przy nogach Anusi, biednych, szczupłych, płaskich nogach, w saczkowe, na przodzie sznurowane trzewiki obutych, które większą część dnia przedreptać musiały po pokojach, kuchni, spiżarni, albo przestać przy desce od prasowania. Jeśli zachowanie się moje było bez zarzutu, dostawałam od Anusi takąż igłę, z takąż samą nitką bawełny, którą natychmiast zaczynałam na sobie zszywać majtki z pończochami, albo spódniczkę z fartuszkiem. Mówiono wówczas, że mam wielkie zdolności do robót ręcznych.
Strona:Moi znajomi.djvu/284
Ta strona została uwierzytelniona.