Strona:Moi znajomi.djvu/286

Ta strona została uwierzytelniona.

U jednego z rogów wielkiego stołu przyszrubowaną była wyblakła, stercząca jak jeż łebkami igieł i szpilek, czerwona aksamitna poduszeczka do szycia, której oprawę zdobiło małe okrągłe lusterko, tudzież widoczek czarno odbity na jasnem, politurowanem drzewie. Lusterko było krzywe, widoczek zaś przedstawiał dwie góry, które sobie na kark wlazły, chcąc się zapewne przeprawić przez płynące u ich stóp jezioro. Na jeziorze kołysała się łódka, w łódce stała panna w tyrolskim kapeluszu, z wielką różą u stanika bardzo krótkiej sukni; naprzeciwko łódki płynęły dwa łabędzie, a z za gór wychylał się strzelec z fuzyą na ramieniu.
Był to pierwszy pejzaż, jaki dokładnie z powodu umieszczenia go na wysokości nogi stołowej studyować mogłam, a także pierwsze lusterko, w którem zobaczywszy się, z wielką uciechą pokazałam sobie język.
Nieopodal od okna stało wysokie, biało i puszysto zasłane łóżko Anusine, na którem piętrzyło się kilka poduszek, ukoronowanych «jaśkiem» z falbaną i wszywkami. «Jasiek» ten był przedmiotem moich gorących pożądań, gdyż dość było wetknąć w niego zwinięty ręcznik i przewiązać chustką do nosa, aby mieć «dziecko w poduszce», takie samo, jakie niedawno