pryśna dama» zabawką była prawie. Ksiądz brat na jednę i na drugą wprawdzie wzruszał, ramionami z jakimś nieokreślonym uśmiechem, ale niech tylko Anusia zaczęła tasować karty, zaraz przysiadał się do niej, łokcie opierał na stole i rozpoczynało się «zamyślanie». Anusia zwykle zamyślała głośno. Przedewszystkiem szło o to, czy rychło ksiądz brat wikarym zostanie? Jeśli Krzyżówka dała odpowiedź pomyślną, zaraz znów szło o probostwo. Jeśli i probostwo wyszło, Anusia ożywiała się niezmiernie i zamyślała coraz nowe rzeczy, a to czy plebania będzie porządna, a to czy będzie ogród przy domu, a to czy parafia duża, czy będą się dobrze chowały krowy?...
Ksiądz brat słuchał tego w milczeniu, wodząc oczyma karty, z których na stole powstawały gwiazdy, kwadraty, szachownice i równoległoboki. Niekiedy wszakże przytrzymywał rękę Anusi i sam coś «zamyślał». «Zamyślenia» swego wszakże nigdy nie wyjawiał. Jeśli pasyans wyszedł, zrywał się od stołu i robił z nami «młynka». Co było wtedy tupotu, furkania spódniczek i kurzu, to nieopowiedziane rzeczy.
Jeżeli ksiądz brat bardzo był kontent, to po «młynku» następowała niemniej hałaśliwa «drobna kaszka», aż do utraty tchu i zawrotu
Strona:Moi znajomi.djvu/296
Ta strona została uwierzytelniona.