sznie, gdy wtem wpadła Marynka z wystraszoną twarzą. Poszeptały coś z sobą, poczem Anusia, rzuciwszy robotę, wybiegła.
Chwyciłam wtedy utkwioną w płótno igłę, i uszczęśliwiona ze zdarzonej sposobności «prawdziwego» szycia, zrobiłam w równym, zaczętym przez Anusię szwie, dwa ściegi, z których jeden szedł do góry, a drugi na dół, poczem zabierałam się właśnie do zrobienia trzeciego, kiedy igła utkwiła mi w palcu, a jasna, pełna kropla krwi rozpłynęła się po sinawem płótnie. Świeczki mi w oczach z bolu stanęły, ale większy od bolu był strach, aby się nie wydały ślady mojej gorliwej pracy. Obawa ta wszakże była zupełnie daremną, gdyż wróciwwszy, chwyciła Anusia robotę z wielkim pośpiechem i nie podnosząc głowy, szyła w zupełnem milczeniu.
Całą tę noc świeciło się w garderobie, a kiedy tam rano wbiegłam, Anusia z wpadłemi i zaczerwienionemi lekko oczyma, kończyła obszywać szlarką czepeczek z białego muślinu. Złożona koszula leżała na stole. Dojrzałam natychmiast w szwie jej bocznym dwa okropne ściegi, i tuż zaraz rozpłyniętą krwi własnej kropelkę. Skończywszy obszywanie czepka, schyliła się Anusia nad swoim kuferkiem, dobyła z niego
Strona:Moi znajomi.djvu/311
Ta strona została uwierzytelniona.