Pierwszym cmentarzem, jaki poznałam w mojem życiu, były tak zwane «Mogiłki» w Suwałkach.
Znajomość to wszakże była z widzenia tylko, bo ojciec nie pozwalał chodzić dzieciom na cmentarz. Nie byłam więc na Mogiłkach ani wtedy, kiedy wyniesiono na nie Kostuchę, jędzę babę, która naszej «wronce» chowanej łeb ucięła, ot tak wprost tasakiem na stolnicy, za to, że biedne ptaszysko kawałek mięsa chciało jej schwycić z pod ręki, ani też wtedy, kiedy na grobie Kostuchy zdechła z żalu po niej i z tęsknoty «Merci», mała, żółta suczynka, «Meresią» w kuchni zwana, której różnemi czasy, w napadach złości, przetrąciła Kostucha łapę polanem, wybiła szpikulcem lewe ślepie, pół ogona utrzasnęła we drzwiach i cały prawie grzbiet wyparzyła z sierści wrzątkiem.
Strona:Moi znajomi.djvu/317
Ta strona została uwierzytelniona.