ANIELA sama:
O, ja nieszczęśliwa! przybyłam za późno, zabawa już skończona; zjawiłam się właśnie kiedy wszyscy zaczynali się rozchodzić; ale mniejsza, odbiję sobie za innym razem. Wślizgnę się teraz do domu, jakgdyby nigdy nic. Ojoj! cóż to? brama zamknięta; Kasiu! Kasiu!
KOCMOŁUCH w oknie, ANIELA
KOCMOŁUCH: Kasiu! Kasiu! No i cóż? co ci zrobiła ta Kasia? skądże ty wracasz, pani-szelmo, o tej godzinie i na taki czas?
ANIELA: Skąd wracam? otwórz tylko, a potem ci powiem.
KOCMOŁUCH: Aha, pewnie! możesz iść spać tam skąd wracasz, albo, jeżeli wolisz, na gościniec; nie otwiera się drzwi takiej włóczędze, ulicznicy. Cóż, u djabła! wałęsać się samej o tej porze! Nie wiem, czy to z imaginacji, ale czoło mnie djabelnie coś swędzi w tej chwili.
ANIELA: No i cóż: sama, sama; o cóż chodzi? Kiedy jestem w towarzystwie, znów o to na mnie krzyczysz; więc cóż właściwie mam robić?
KOCMOŁUCH: W domu siedzieć, pilnować wieczerzy, troszczyć się o gospodarstwo, o dzieci. Zresztą, dość niepotrzebnych gadań. Z Panem Bogiem, dobranoc, idź do djabła i daj mi święty pokój.
ANIELA: Nie otworzysz?
KOCMOŁUCH: Nie, nie otworzę.
ANIELA: Ej, mój dobry, poczciwy mężulku, otwórz, proszę cię, moje serduszko złote.