GORGONI, PIETREK.
GORGONI: Biegnij prędko szukać lekarza; córka zaniemogła ciężko; tylko spiesz się.
PIETREK: Cóż u djaska! pocóż więc gwałtem wypychać córkę z domu za starego dziada? Nie widzi pan, że to ochota na młodego chłopca jest przyczyną całej choroby? Nie pojmuje pan związku, jaki etc. ad libitum.
GORGONI: Leć prędko; widzę już, że ta choroba gotowa opóźnić dzień ślubu.
PIETREK: Mnie też do wściekłości to doprowadza; cieszyłem się, że raz mój żołądek wypełni się po brzegi jakąś uczciwą strawą; naraz, wszystko djabli wzięli. Idę wołać lekarza, równie dobrze dla siebie, jak dla pańskiej córki; aż mnie kolka spiera z rozpaczy. Wychodzi.
SABINA, GORGONI, SGANAREL.
SABINA: W samą porę cię spotykam, wuju; przynoszę dobrą nowinę. Prowadzę lekarza najznakomitszego w świecie: powraca właśnie z zamorskich krajów, posiadł najcudniejsze tajemnice, i z pewnością wróci zdrowie Lucylli. Trafiłam na niego szczęśliwym przypadkiem i oto go przywodzę. Jest tak uczony, że chciałabym z całego serca być chorą, aby on mnie mógł uleczyć.
GORGONI: Gdzież jest?
SABINA: Idzie tuż za mną; o widzisz, już nadchodzi.
GORGONI: Najniższy sługa i podnóżek Waszej lekarskiej Mości. Posłałem do pana, abyś odwiedził