Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/122

Ta strona została przepisana.

potrzebuje wiele świeżego powietrza: dzięki temu, pomieszczono ją natychmiast na samym końcu ogrodu, bardzo daleko od mieszkania starego, gdzie ją pan możesz z łatwością odwiedzić.
WALERY: Ach! życie mi wracasz! Nie tracąc czasu, pędzę aby ją zobaczyć. Wychodzi.
SGANAREL: Trzeba przyznać, że z poczciwego Gorgoniego jest prawdziwy bałwan: dać się w ten sposób wywieść w pole! Spostrzegając Gorgoniego; Wszelki duch! wszystko stracone: całą moją medycynę djabli wzięli; ale spróbuję jeszcze zażyć go z mańki.

SCENA JEDENASTA.
SGANAREL, GORGONI.

GORGONI: Uszanowanie panu.
SGANAREL: Sługa najniższy. Widzisz pan biednego człowieka w prawdziwej rozpaczy: nie zna pan przypadkiem lekarza, który od niedawna przybył do miasta i wsławił się kikoma cudownemi kuracjami?
GORGONI: Owszem, znam; przed chwilą właśnie wyszedł z tego domu.
SGANAREL: To mój brat, panie: jesteśmy bliźniaki; a ponieważ podobniśmy do siebie jak dwie krople wody, często bardzo biorą jednego za drugiego.
GORGONI: Niech mnie licho porwie, jeślim się i ja nie złapał. A jak pan się nazywa?
SGANAREL: Narcyz, do usług. Trzeba panu wiedzieć, że, będąc w pracowni brata, rozlałem dwie fiolki z esencjami, stojące na krawędzi stołu; uniósł się tak straszlliwym gniewem, że wypędził mnie z domu. Na oczy nie chce mnie widzieć; znalazłem się poprostu na bruku, bez oparcia, bez pomocy, bez znajomości.