towarzystwie. Wypuścisz go, kiedy się panu spodoba, żegnam pana, jestem pańskim najniższym sługą itd. Udaje, że odchodzi i, zrzuciwszy suknię, wraca do domu przez okno.
GORGONI: Muszę wypuścić tego biednego chłopca; doprawdy, jeżeli mu przebaczył, w każdym razie obszedł się z nim bardzo ostro. Wchodzi do domu i wychodzi ze Sganarelem w ubraniu lokaja.
SGANAREL: Panie, dziękuję za trudy jakie sobie zadałeś i za dobroć której doświadczyłem od pana; wdzięczen będę przez całe życie.
PIETREK: Jak pan myśli, gdzie teraz przebywa ów lekarz?
GORGONI: On? Odszedł właśnie.
PIETREK, podniósłszy suknię Sganarela: A ja go mam tu pod pachą. Oto łotrzyk, który udawał lekarza i który pana ołguje bezczelnie. Podczas zaś kiedy on panu mydli oczy i odgrywa komedje w pańskim domu, Walery i panienka gruchają sobie razem i są już niewiadomo gdzie.
GORGONI: O, ja nieszczęśliwy! ale będziesz za to wisiał, oszuście, łajdaku!
SGANAREL: Panie, panie, i cóż panu przyjdzie z tego, że mnie pan powiesi? Niech pan posłucha chwileczkę, jeżeli łaska. To prawda, dzięki memu konceptowi, mój pan porozumiał się z pańską córką; jednakże, służąc jemu, i panu też nie wyrządziłem żadnej krzywdy: to partja bardzo przyzwoita, tak co do rodu jak i co do majątku. Wierzaj mi, nie rób hałasu, któryby panu wstyd przyniósł jedynie i wyślij do wszystkich djabłów tego hultaja razem z uprzykrzonym Argantem. Ale oto kochankowie.
Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/128
Ta strona została skorygowana.