Ta strona została skorygowana.
- LELJUSZ:
- Trzebaż mnie było ostrzec jakim znakiem przecie.
- MASKARYL:
- Tak; żałuję, że nie mam latarni na grzbiecie.
- Na Jowisza! już uwolń mnie od swej osoby,
- Bo tem bredzeniem wpędzisz do ciężkiej choroby.
- Inny wszystkoby rzucił po figlu takowym,
- A ja już głowę łamię nad konceptem nowym,
- I mogłoby się udać to mistrzowskie cięcie,
- Jeśli pan poraz trzeci...
- LELJUSZ: Przyrzekam ci święcie,
- Że nic nad to, co czynić każesz najwyraźniej...
- MASKARYL:
- Odejdź pan, widok pański mnie zanadto drażni.
- LELJUSZ:
- Spiesz zatem i, nie tracąc z ócz naszego celu...
- MASKARYL:
- Dobrze; spróbuję jeszcze jednego fortelu.
Leljusz wychodzi.
- Zręcznie kierując sprawą, jest nadzieja wszelka,
- Że możem mieć pociechę z naszego figielka.
- Trzeba znaleźć... Ha, otóż sam tu właśnie idzie.
SCENA DZIEWIĄTA.
PANDOLF, MASKARYL.
PANDOLF, MASKARYL.
- PANDOLF:
- Maskarylu!
- MASKARYL: Co, panie?
- PANDOLF: W wielkiej jestem biedzie
- Z powodu mego syna.
- MASKARYL: Co? pana mojego?
- Nie pan sam jeden tylko żali się na niego;
- Jego płochość tak zdrożna i niepomna na nic,
- Mą cierpliwość przywiodła do ostatnich granic.