Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/155

Ta strona została skorygowana.
Weź więc to, by zapomnieć łacniej o mej winie.
Czyżbyś mnie mógł opuścić w tak ciężkiej godzinie?
MASKARYL:
Nie, nie mógłbym w istocie, choćbym chciał najbardziej;
Lecz wiedz, że niewdzięcznością dusza moja gardzi,
I pomnij, ile cierpieć musi zacne serce,
Gdy honor swój w niesłusznej widzi poniewierce.
HIPOLITA:
To prawda, Że twój honor srodze był zdeptany;
Niech więc te dwa ludwiki zagoją twe rany.
MASKARYL biorąc:
Nie, to wszystko napróżno; cios był zbyt dotkliwy.
Lecz czuję, że już gniew mój staje się mniej żywy:
Trza umieć od przyjaciół coś ścierpieć w potrzebie.
HIPOLITA:
Aby zamiar ten spełnić, czy dość ufasz w siebie?
Czyli wierzysz, że, wskutek twojego fortelu.
Miłość moja szczęśliwie dopnie swego celu?
MASKARYL:
O rezultat niech pani próżno się nie trwoży:
W potrzebie człowiek swoje chytrości pomnoży,
I, choćby nawet podstęp ten miał zawieść szpetnie,
W inny się sposób wówczas całą sprawę przetnie.
HIPOLITA:
Pomnij, ze Hipolity wdzięczność też coś warta.
MASKARYL:
Nie na zysku nadziei ma przyjaźń oparta.
HIPOLITA:
Pan twój daje ci znaki: mówić z tobą życzy.
Odchodzę; lecz me serce na twą pomoc liczy.

SCENA JEDENASTA.
LELJUSZ, MASKARYL.
LELJUSZ:
Cóż ty robisz, u djaska? mówić umiesz ładnie,