Ta strona została przepisana.
AKT DRUGI.
SCENA PIERWSZA.
LELJUSZ, MASKARYL
LELJUSZ, MASKARYL
- MASKARYL:
- Pańskie prośby wzruszyły mnie wreszcie i żale,
- I wzbroniły trwać dłużej w mym gniewnym zapale;
- Dla sprawy, którą rzucić byłem już gotowy.
- Jeszcze raz brnąć mi przyjdzie w jaki kłopot nowy.
- Taki już jestem łatwy: i, gdyby niebiosy
- Kazały mi dziewczęcą wziąć postać i losy,
- Pomyśl pan sobie tylko, coby było ze mnie.
- Lecz nie sądź, że znów będę trudził się daremnie,
- I że zniosę cierpliwie, byś, choćby raz jeszcze,
- Zniweczył projekt, który właśnie w duszy pieszczę.
- Anzelma nam przebłagać trzeba jak najprędzej,
- Mam sposób, by od niego wydostać pieniędzy;
- Lecz powtarzam: raz jeszcze niech pan głupstwo strzeli,
- A tyleście mnie razem z swą panną widzieli.
- LELJUSZ:
- Nie, będę już roztropny; uśmierz swe obawy;
- Sam ujrzysz, jak we wszystkiem...
- MASKARYL: Bardzo pan łaskawy,
- Powziąłem na początek plan niezwykle śmiały:
- Ponieważ ojciec pański zbyt jest opieszały,
- By, umierając w porę, skończyć twe niedole,
- Sam go zgładzić (pozornie, oczywiście) wolę.
- Że rozstał się z tym światem puściłem pogłoski
- I tknięty paraliżem na sąd poszedł boski.
- Przedtem zaś, aby wesprzeć mój plan tak głęboki,
- Sprawiłem, iż na folwark skierował swe kroki: