Ta strona została przepisana.
- Sam z siebie chcę mu w ręce dać sposób obrony.
- W tem miejscu-m już wymowie pofolgował swojej:
- Jako, że od opryszków świat dzisiaj się roi;
- Że, co do mnie, zmierżony przez ludzi zepsucie,
- Pragnę resztę dni w ciszy spędzić i pokucie,
- Odsunąć się od zgiełku i spokojnie sobie
- Gdzieś przy jakiej uczciwej zamieszkać osobie;
- Że, jeżeli pozwoli, szczęściem dla mnie będzie,
- W jego domu schronienie móc znaleźć w tym względzie;
- Że tyle we mnie zdołał obudzić przyjaźni,
- Iż, zrzekając się wszelkich zasług najwyraźniej,
- Przeciwnie, w jego ręce, znane mi z zacności,
- Chcę złożyć owoc swoich skromnych oszczędności,
- Któremi, skoro Bóg mnie powoła ze świata,
- Jego pragnę obdarzyć, jak własnego brata.
- Wiedziałem, że ten sposób najłacniej go skusi;
- A ponieważ, mem zdaniem, koniecznie pan musi
- Naradzić się z panienką w tajemnej rozmowie,
- Wciąż mi różne fortele chodziły po głowie.
- Wreszcie, on sam nasunął mi dogodną drogę,
- Aby pan mógł dziś jeszcze widzieć swą niebogę;
- Zwierzył mi się, iż syna, dawno zginionego,
- Postać zaziemska w nocy dziś przyszła do niego.
- Oto przebieg wydarzeń, najwierniej oddany,
- I na którym osnułem me dzisiejsze plany.
- LELJUSZ:
- Dość już, wszystko pojmuję: słyszałem dwa razy.
- MASKARYL:
- Tak; choćby i trzy nawet, bez pańskiej obrazy,
- I wówczas może jeszcze, mimo całej pychy,
- Ujrzymy twego sprytu rezultat dość lichy.
- LELJUSZ:
- Lecz spieszmy się, przez litość: nie zniosę tej zwłoki.
- MASKARYL:
- Kto nie chce nosem brzdęknąć, miarkuje swe kroki.
- Trudno: masz pan łepetę twardą cokolwieczek,