Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/199

Ta strona została przepisana.
Co mu w jego złym losie towarzyszył wiernie,
Niewoli nawet znosząc tak dotkliwej ciernie.
TRYFALDYN:
Ech!
MASKARYL na stronie:
Jeszcze chwila dłużej, a idziem pod wodę.
TRYFALDYN:
Chciałbym od was usłyszeć, panie, ich przygodę;
Na jakim statku los ich spotkał tak przeklęty?
MASKARYL:
Nie wiem co to, że ciągle ziewam jak najęty?
Czy pan nie myślisz o tem, mości Tryfaldynie,
Że gość nasz cośby przegryzł (widzę to po minie)
I że jest dosyć późno.
LELJUSZ:Co do mnie, dziękuję.
MASKARYL:
Ale zje, zje z pewnością, niech tylko spróbuje.
TRYFALDYN:
Proszę zatem.
LELJUSZ: Po panu.
MASKARYL do Tryfaldyna: Niech pan nie uważa:
W Armenji jest krok pierwszy prawem gospodarza.
Do Leljusza, gdy Tryfaldyn wszedł do domu:
Dwóch słów nie umieć sklecić!
LELJUSZ:Zrazum był zmięszany;
Lecz możesz być spokojny o swe dalsze plany,
I zobaczysz, jak wkrótce, ma śmiała wymowa...
MASKARYL:
Oto nasz rywal: nie wie o niczem ni słowa.
Wchodzą do domu Tryfaldyna.


SCENA CZWARTA.
ANZELM, LEANDER.
ANZELM:
Zechciej, Leandrze, słów mych wysłuchać niewielu,