Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/200

Ta strona została przepisana.
Co szczęście twoje mają i honor na celu.
Nie chcę do cię przemawiać, w tej ciężkiej godzinie,
Jak ojciec, słuszną pieczę winny swej rodzinie,
Lecz jak twój własny ojciec, o twe dobro dbały,
Który cię wstrzymać pragnie od rodu zakały;
Słowem tak, jakbym pragnął, aby moje dziecko
Ratował ktoś w potrzebie przed zgubą zdradziecką.
Czy ty wiesz, ile plotek miasto już obchodzi
O miłości, co w nocy skrada się jak złodziej?
Czyli myślisz, że wzrośnie twoja dobra sława
Od takich czynów, jak twa wczorajsza wyprawa?
Pomyśl tylko, jak ostro będzie tu sądzony
Kaprys, co w takim świecie szuka sobie żony,
I, darząc swą rodzinę zgryzotą i smutkiem,
Los swój łączy ze znajdą egipską, z podrzutkiem!
Za ciebie niż za siebie bardziej się wstydziłem,
Chociaż i sam dotknięty zajściem tak niemiłem,
Gdyż córki mej, co z tobą była ślubu blisko,
Nie godziło się dawać ludziom w pośmiewisko.
Ech! przestań tak uparcie trwać w swoim obłędzie!
Otrząśnij się, Leandrze, i niech koniec będzie!
Jeśli człowiek nie zawsze rozsądnym być może,
Zbłądziwszy, nie powinien długo brnąć w uporze.
Gdy żona nie posiada nic oprócz piękności,
Zbyt krótko w takiem stadle radość w domu gości;
I, gdy pierwszych pożądań przeminą uciechy,
Ciężko swej niebaczności trzeba spłacić grzechy.
Wierzaj mi, że te wszystkie miłosne zachcenia,
Te zapały młodzieńcze i te uniesienia,
To wszystko, przy największych żądz miłosnych mocy,
Zdoła nam uprzyjemnić ledwie parę nocy;
Lecz, gdy po tych zapałach już nas chłód ogarnie,
Za cenę miłych nocy dni pędzim zbyt marnie.
Co więcej, nieraz taka namiętność zwodnicza
Sprawia, że w gniewie ojciec syna wydziedzicza...